Święci nazywają pokorę najbardziej wyrazistym znakiem wybranych.
DDI/68

Zawsze jakoś niezręcznie mi pisać o św. Józefie. Czasem myślę, jak by na to zareagował. Może zmilczałby to z uśmiechem i po prostu zajął się tym, co ma do zrobienia? Bo przecież taki był.

Istnieją ludzie, którzy nie koncentrują na sobie. Nie starają się być w centrum wydarzeń. Owszem, są – gdzie trzeba, kiedy trzeba i ile trzeba. Ani się nie wycofują, ani nie narzucają. Tacy – w sam raz. Tacy, że nawet jak znikają z zasięgu wzroku – zawsze masz pewność, że są blisko.

Tak mi się kojarzy św. Józef. Cieszę się nawet, że Ewangelia nie utrwaliła żadnego jego słowa. Wiemy, że „wziął swoją Małżonkę do siebie” (por. Mt 1, 18-24). I wiemy, że przyjęcie Maryi do siebie nie było gestem łatwym ani oczywistym. Ten akt zaufania zmienił bieg historii. Bo wszystko, co działo się dalej mówi samo za siebie. Bez słów Ewangelia zapewnia: Bóg miał z Józefem swoje sprawy, dzięki czemu i nasze sprawy – te całkiem dzisiejsze, bieżące – da się jakoś poukładać…

O Dzienniku Duchowym sam bł. Franciszek Jordan mówił, że to sprawy między nim, a ukochanym Bogiem. Nie pokazywał nikomu swoich notatek, nie planował w ogóle ich publikowania. I choć dziś mamy zachowane różne jego słowa, choć dało się napisać trzy tomy o jego życiu i dziele – to w gruncie rzeczy nie wiemy o Błogosławionym szokująco dużo. Bo i on nie koncentrował na sobie. Jak św. Józef – mówił bardziej czynem. A jeśli słowem – to najczęściej Słowem Bożym i nawet Dziennik Duchowy – osobiste zapiski – to potwierdzają. Tacy już są ludzie, którzy mają swoje sprawy z Bogiem. Ludzie, dzięki którym poukładało się nam wiele innych spraw…

To jest lekcja pokory nie tylko na Adwent – pozwolić Bogu, by On sam budował naszą ludzką wyrazistość. W obecnym świecie, w którym albo wszystko wydaje się rozmyte, albo wyrazistość rozumie się jako bycie wszędzie, zawsze i najlepiej głośno, ta lekcja staje się coraz pilniejsza do odrobienia. Bo nie ma w życiu nic cenniejszego, niż sprawy z Bogiem.

*

Dodaj komentarz