Módl się usilnie z największą pokorą i największą ufnością do Boga Wszechmocnego! Panie, pomóż mi! Powstań i przyjdź mi z pomocą!
DD II/83-84

Czytam dziś w Ewangelii o zagubionej owcy i myślę sobie: chcieć szukać – to pokora. Chcieć być odnalezionym – to także pokora. Wreszcie – uznać, że się jest zgubionym i samemu nie da się rady – to też pokora. Bez pokory – zagubionego i szukającego – nie da się powrócić do życia z Bogiem.

Św. Mateusz w dzisiejszej perykopie (por. Mt 18,12-14) odsłania sens pasji bł. Franciszka od Krzyża Jordana, dla którego liczył się choćby jeden tylko (por. DD II/1), jak ta jedna owca ze stu, co się zabłąkała. I ten choćby jeden wart był wszystkiego.

Czasem podejmując dzieła ewangelizacyjne chciałoby się przyciągać tłumy. Sama tak to do niedawna widziałam. Czuwanie dla młodzieży? No, żeby przyszła chociaż ta setka. Żeby pięćdziesiąt. Żeby zajęli wszystkie ławki…Wtedy trochę mniej myślałam o tym, że jeśli takie czy inne spotkanie modlitewne uratuje przed czymś głupim jedną osobę, jeśli jednej osobie pozwoli uwierzyć, że jest kochana – to znaczy, że było warto.

Słucham od dawna o tym Jordanowym jednym tylko, ale po raz pierwszy słyszę to jako wezwanie nie tylko do tego, żeby nikogo nie pominąć w miłości, ale przede wszystkim do tego, by obrać taki styl życia, w którym nie myślę już kategoriami statystyk i „pełnych ławek”. W ogóle, czy można mieć relację z tłumem? Z tłumem można zrealizować inicjatywę, ale relacje i więzi można mieć z poszczególnymi ludźmi. Może ten jeden tylko bł. Franciszka Jordana ma mnie nauczyć nowego myślenia o Kościele? Takiego, że już nie chodzi (nigdy nie chodziło?) o wielkie liczby, o masowe oddziaływanie na społeczeństwo. Przecież, gdy Jezus przemawiał do tłumów, mówił do poszczególnych ludzi. Ewangelia to nie jest historia tłumu, tylko historie konkretnych osób, takich, co mają imię, narodowość, opisany wygląd, podany zawód, albo rodzinę. Kościół składający się z konkretnych ludzi – takie powinno być myślenie chrześcijańskie. Wtedy łatwiej dostrzec, że kogoś brakuje. Dopóki chodzi „nawet o jednego” – łatwiej zacząć go szukać, łatwiej uznać, że jeden robi realną różnicę – i wtedy, gdy jest, i wtedy, gdy go nie ma. Zresztą – co najbardziej buduje moją wiarę? Zatłoczony kościół? Udana akcja duszpasterska na którą zgoniono ludzi z całego miasta? Nie. Moją wiarę najsilniej budują znajome twarze, które regularnie widzę w ławkach naszego kościoła.

I jeszcze jedno.

Po piętnastu latach w katechezie młodzieży ze szkół ponadpodstawowych mogę powiedzieć, że jeszcze mocniej wybrzmiewa mi w życiu ten choćby jeden tylko, jak jedna zagubiona owca. Trudno już teraz mieć całą klasę na lekcji religii. Nieraz naprawdę uczestniczy jedna osoba. Nieraz to jest ten jeden zagubiony, z pokornym, zwykle głęboko ukrytym pragnieniem bycia odnalezionym. Pytanie nie tylko na ten Adwent: czy i ja mam pokorę, by chcieć szukać tego jednego właśnie, z takim samym zaangażowaniem jak w czasach, kiedy szkolna „zagroda” była pełna?

*

„Tak, przyjdź Panie Jezu szukać owcy Twej zmęczonej
Przyjdź, Panie, szukać owcy Twojej!
Ty potrafisz znaleźć tego, kogo szukasz
Tego kogo znajdujesz, zechciej podnieść
Tego kogo podnosisz, umieść na ramionach swoich.
Przyjdź, niech nastanie zbawienie na ziemi
i radość w niebiosach.
Rozpoznaj we mnie syna Maryi, Dziewicy czystej
i nieś mnie aż ku krzyżowi Twojemu
co jest zbawieniem błądzących
Odpocznieniem umęczonych
Życiem tych, co umierają”.
św. Ambroży

Dodaj komentarz