A zatem pokora! Musicie się modlić z wielką pokorą i ze świadomością naszej nędzy, a z drugiej strony z wielką ufnością.
Kapituła 15.07.1898
On wie, że mało mamy – usłyszałam kiedyś na kazaniu w swojej parafii. Nie pamiętam, czy to też było w Adwencie i czy dotyczyło dzisiejszej Ewangelii. Ale te słowa we mnie zostały. I przypominają mi się zawsze, gdy czytam o tym, że Jezus nie chce puścić zgłodniałych, by nie zasłabli w drodze.
Jordanowa najpierw pokora to nie tylko wezwanie, by samemu być pokornym. To także zachwyt nad pokorą Boga. Pokorą Boga, która rozumie człowieka. Która wie, że człowiek jest często taki, jak w dzisiejszej Ewangelii (por. Mt 15,29-37) – bezwładny, odcięty od innych, zamknięty w sobie i swojej chorobie. I bardzo, bardzo potrzebujący zbawienia. Pokora Boga, który stał się człowiekiem i w swoim człowieczeństwie jednoczy się z każdą ludzką biedą i brakiem. I jest ciągle w ruchu, wychodzi ku nam, wiedząc, że my możemy „ustać w drodze”, skoro mało mamy. Ot, te siedem chlebów i kilka rybek.
Pokora Boga wie o wszystkim. I zmienia wszystko. Niedomiar zamienia w nadmiar. Chorobę w zdrowie. Pogaństwo w wiarę. Nędzę w bogactwo. Lęk w ufność. Mało w wiele. Zawsze to, co oddajemy Panu, składamy w Jego rękach – zostaje przemienione. Jak siedem chlebów z których zostało siedem koszów ułomków.
Warto widzieć w dzisiejszej Ewangelii także pokorę tych, co przynieśli chorych do Jezusa. Tych, co położyli ich u Jego stóp. Nie wiadomo, czy byli rodziną, przyjaciółmi, czy też przypadkowo zaangażowali się w los drugiego. Zresztą – podobno nie ma przypadków. Zrobili, ile mogli – czyli działali z pokorą i roztropnością. Dali tyle, ile mieli. W Dzienniku Duchowym bł. Franciszek od Krzyża zapisał sobie słowa wspominanego dziś w liturgii św. Franciszka Ksawerego: Pokora i roztropność są matkami wielkich czynów (DD I/81). Tak. Bez tych ludzi wszyscy potrzebujący uzdrowienia: chromi, ułomni, niewidomi, niemi i wielu innych – zależnych od pomocy – nie miałoby szans na spotkanie z Jezusem w tamtej chwili. I na to, by On, który wie, że mało mamy – wziął to „mało” na siebie.
To wystarczy, by już nikomu niczego nie brakowało.
Św. Tomasz z Akwinu mówił: „współczucie przyjaciela jest jakby zaoferowaniem siebie samego, by nieść wspólnie ciężar przeciwności, który sprawia smutek. Otóż lżej niesie się to, co – zamiast w pojedynkę – niesie się wspólnie”.