Walczcie zatem z wielką wiarą, wiernością, niezmordowaną nadzieją.
Kapituła z 11.02.1898
Kolejny Adwent, choć może trzeba powiedzieć – nieustanny Adwent, skoro całe życie jest Adwentem. To już szósty raz, kiedy próbuję przeżyć ten czas ze Słowem i bł. Franciszkiem Jordanem. Towarzyszyła mi początkowo myśl: dość. Po co znowu… Ale czy może być dość Słowa Bożego? Czy może być dość kogoś, kto ze Słowem i według Słowa po prostu żył?
Właściwie to i moje pragnienie – nie tylko czytać Słowo Boże, nie tylko je poznawać, nawet nie tylko się nim modlić, ale po prostu nim żyć, dzień po dniu, w tym nieustannym Adwencie. U progu Roku Jubileuszowego mam jeszcze jedną myśl: nadzieja. Bez niej nie da się przeżyć Adwentu, którym jest całe życie. Bo jak żyć bez nadziei? A skoro nadzieja zawieść nie może, to może ten szósty Adwent z Jordanem – z myślą przewodnią, zaczerpniętą z przemówienia bł. o. Franciszka: „Moja nadzieja nie ma granic” – komuś się na coś przyda?
Ewangelia na dziś ( por. Łk 21,25-28.34-36) rysuje mi dwa obrazy.
Jeden jest pełen grozy: szum, wstrząs, zagrożenie. I strach, strach, strach. Aż ludzie mdleć będą.
Drugi obraz: podniesione głowy, wzmocniony duch i Syn Człowieczy w chwale.
Aż chce się powiedzieć: piękno, piękno, piękno.
Skoro trzeba nabrać ducha i podnieść głowę to znaczy, że na wszechobecny strach mamy odpowiedzieć odwagą. Na wszechobecne zwątpienie mamy odpowiedzieć nadzieją.
Tylko jak to zrobić?
Podpowiada mi trochę jeszcze jeden obraz. To bł. Franciszek Jordan, klęczący na gołej posadzce kaplicy. Miał tak w zwyczaju. Bywało, że i całą noc. Współbracia mówili, że zobaczyć bł. Ojca na modlitwie to jak wysłuchać najlepszego kazania. Ukradkiem go podglądali i było to dla nich mocne doświadczenie. Dziś wiadomo, że bł. Franciszek od Krzyża klęczał nieświadom, że ktoś inny go widzi. Wiemy, nic nie mówił, ale skoro trafia tym teraz do nas, kolejnych pokoleń, to znaczy, że „mówił”: Módlcie się, aby zapaliła się w was wiara i nadzieja! (Kapituła 25.02.1898).
Macie tak, że czyjaś prosta obecność mówi wam więcej niż słowa? Macie tak, że porywa Was „mowa” świadectwa? Macie tak, że ktoś Was „zapala”, choćby nie zdawał sobie z tego sprawy? Mnie na przykład nieustannie nawraca drżąca ręka kapłana podającego mi Ciało Pańskie. Mocne tak, że wystarcza mi czasem za wszystkie kazania. I w nieustannym Adwencie, wobec takich czy innych życiowych nawałnic uczę się, że odwaga zaczyna się tam, gdzie się kocha. Nadzieja rodzi się w wierności. Bo ile trzeba odwagi, by kochać! Ile nadziei, aby być wiernym najprostszym rzeczom ufając, że te najprostsze rzeczy mogą się okazać najważniejsze!
By odpowiedzieć odwagą, trzeba zwrócić się ku Temu, któremu nie przeciwstawi się żadna z mocy. By odpowiedzieć nadzieją, trzeba strzec w sobie nadziei przez czuwanie i modlitwę. Słychać w tej Ewangelii: czas strachu to czas odważnych. Czas zwątpienia to czas tych, którzy mają nadzieję. Czas tych, co podnoszą głowę, bo w porę nauczyli się klęczeć w wierności i rozdają Miłość drżącymi rękami.
Na wszystko, co ludzi przeraża, odpowiedzieć odwagą i nadzieją. Zrobić im miejsce w sercu – swoim i innych.
Po to stajemy się uczniami Chrystusa, który kiedyś naprawdę przyjdzie z wielką mocą i chwałą.
Po to jest Adwent naszego życia.
*
Życie chrześcijańskie jest drogą, która potrzebuje również chwil mocnych, aby posilać i wzmacniać nadzieję, niezastąpioną towarzyszkę, która pozwala dostrzec cel: spotkanie z Panem Jezusem.
Papież Franciszek, Spes non confundit, Bulla ogłaszająca Jubileusz Zwyczajny roku 2025