Nigdy nie zapominaj o tym, by mieć dziecięcą pobożność do Maryi i zawsze ją pielęgnować!
DD I/120
W święto Nawiedzenia bł. Franciszek Maria od Krzyża Jordan wygłosił przemówienie do sióstr (2 lipca 1902 r. – do 1969 roku w tym dniu je obchodzono): W to piękne święto Maryja śpieszy w góry, aby nawiedzić swoją krewną Elżbietę. W tym miejscu, gdzie urodził się święty Jan Chrzciciel, przed 22 laty odprawiałem mszę świętą. Jakie wesele, jaka radość, jaka życzliwość panowały w tym dniu w domu Elżbiety. Jaki to piękny przykład również dla was!
Dobrze by było rozważyć – przykład czego? Czego nas uczy to spotkanie dwóch kobiet? Siostry słyszą od bł. Ojca Jordana konkrety: Taka miłość, taka zgoda, taka życzliwość powinny panować również pośród was. Z taką radością powinnyście się nawzajem miłować i służyć sobie nawzajem. Z taką gorliwością sprawiać sobie nawzajem radość. Jordan mówi, że tak się da, choć nie zawsze jest łatwo bo od słabości nie jest wolny żaden człowiek.
Ale skoro ta ewangeliczna scena (por. Łk 1,39-56) jest dawana dziś w liturgii całemu Kościołowi to znaczy, że można. Że trzeba. Że warto. Że generalnie – o to właśnie chodzi między ludźmi.
Maryja poszła z pośpiechem w góry. I wiedziała po co idzie. Wiedziała, kogo niesie. Podjęła trudną drogę, aby człowiek mógł spotkać Boga. W Jej łonie i w Jej ludzkim wsparciu ciężarnej kuzynce. W Jej codzienności przeżywanej „dla”, będącej nieustannym uwielbieniem Boga. Zresztą, cały Kościół regularnie w Nieszporach się uczy, że z Nią każdy zwykły dzień jest najlepszą okazją do Magnificat.
Odczujesz pokój i radość, jak wiesz z Kim i po co idziesz – mówi mi dziś Maryja. Czyli – jak przyjmujesz swoje powołanie. To też jest droga, też w góry, też raczej nie ma co się ociągać, też chodzi o Boga i też chodzi o człowieka. I można to przeżywać tak, jak to pełne radości spotkanie w Ain Karem.
A Elżbieta? Stara kobieta, latami modląca się o syna. Zdająca codziennie ciężki egzamin z wierności. Kto wie, może ta wierność właśnie uzdolniła ją do tego, aby w kilku zaledwie słowach streścić życie Maryi i najpełniej Ją zdefiniować: „Ta, która uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Jej od Pana”. Myślę, że ta głęboka świadomość Elżbiety to nie był tylko ten jeden moment, gdy Maryja stanęła naprzeciwko. To był owoc jej stawania przed Bogiem każdego dnia, by nigdy nie zgasła w niej pamięć o Jego łasce.
Obie – Maryja i Elżbieta – mogą nam dziś zaświadczyć, że spotkania są najlepszą szkołą miłości. Obie mogą nas przekonać, że nie istnieje radość w pojedynkę. Bo każda chwila, nawet przeżywana samotnie – jest spotkaniem z Bogiem. A On nawiedza nas jak sam chce – także przez śpieszącego w góry człowieka.
Królowo pokoju, módl się za nami!
*
Kończy się maj, więc to ostatni Maj z Jordanem. Byle nie zapomnieć, że reszta się nie zmienia. Maryja jest tam, gdzie zawsze, czyli najbliżej jak się da. Błogosławiony, noszący Ją w imieniu, również. Niejedno jeszcze spotkanie przed nami i niejedno Magnificat do wyśpiewania.