Poświęćmy się zatem Matce Bożej i uczyńmy to z radością! To, co jej damy, otrzymamy z powrotem! Och, jaka radość i jaka pociecha, jeśli możecie powiedzieć: „Należę w pełni do Matki Bożej!”
12. rocznica założenia Zgromadzenia 8.12.1893

Kto kocha, ten potrafi się cieszyć. Kto wie, że jest kochany, ten czuje się szczęśliwy – mówi mi dzisiejsza Ewangelia. Bo radość płynie z miłości.

Czy macie tak czasem, że boicie się, że jak pójdziecie za Jezusem to zacznie się w życiu nieźle „pod górkę”? Ja tak mam. I choć wyczuwam, gdzie tkwią korzenie takiego myślenia, nie zawsze łatwo i szybko potrafię się z niego wyzwolić. Jezus w dzisiejszej Ewangelii porządkuje mi głowę: „To wam powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna” (por. J 15, 9-11). Żeby było jasne: ewangeliczne „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie” nie znaczy wcale: „słodkiego, miłego życia”. Ale przecież On nie chce kogokolwiek pozbawiać radości. Więcej. Chce dać radość pełną, a więc trwałą, nieprzemijającą, jakby niezależną od „górek” doświadczanych na co dzień.

Czy to możliwe? Pytam o to Maryję, bo Ona to na pewno najlepiej wytłumaczy. Czy nie miała „pod górkę” śpiewając Magnificat? Oczywiście, że tak i wcale nie tylko dlatego, że niedługo przed tym śpiewaniem szła z pośpiechem w góry. Przecież ta Nastolatka, żyjąca z dala od wielkich tego świata, która, jak nikt inny, spotyka Boga, pobożna i skromna Kobieta, gospodyni domu, naprawdę zna życie. Wcale nie odrywa się od przyziemnych spraw stając oko w oko z Aniołem, który powie, co ma powiedzieć, a potem odejdzie i codzienność będzie toczyła się dalej, nie mniej zwyczajnie niż wcześniej. Okej, „zalała” Ją łaska, ale w życiu nadal się „nie przelewało”; pozwoliła się wypełnić Duchem, ale pozostała zwykłym człowiekiem, zgodziła się być Matką Boga, ale macierzyństwa uczyła się jak każda kobieta i raczej nie można powiedzieć, że Jej relacja z Jezusem od zawsze była jasna, prosta i bezstresowa. Wszystko, co się działo, wymagało od Niej nieprawdopodobnej wiary i wysiłku, przemyśleń i rozważań – Kościół nazywa ją przecież Uczennicą Syna. Dante Alighieri mówi nawet: „Córko swego Syna”. Taka jest Maryja – zdolna się odnaleźć – i podczas Zwiastowania, i w Kanie, i pod krzyżem, i w Wieczerniku, i kiedy została wniebowzięta.

Chyba właśnie dlatego Maryja naprawdę rozumie, na czym polega ta pełna radość z dzisiejszej Ewangelii. Bo przeżyła to wszystko, słuchając swojego Syna. A On przecież sam powiedział: „aby radość moja w was była…”.

Lubię zwracać się do Maryi w litanii „Przyczyno naszej radości”. Cieszę się Nią, taką, jaką jest, z przeżyciami jakie miała i nie tylko dlatego, że „sprowadziła” Zbawiciela w sam środek zwykłego życia na prowincji. Bardziej dlatego, że dzięki Niej Bóg zamieszkał w człowieku. Taka jedność okazała się możliwa. Czyli On, na drodze sakramentów, modlitwy, więzi budowanej Słowem i świadectwem wiary innych, chce być w nas jak w Maryi! To naprawdę przyczyna naszej radości!

Nie wiem czy tak to rozumiał bł. Franciszek Maria od Krzyża Jordan, ale z Dziennika i innych jego notatek wiem, że on też uczył się radości niezależnej od tego, czego doświadczał. Dlatego znajdował ją na przykład w krzyżu i apostolskich trudach (por. Przemówienie z 17.01.1890); w milczeniu i samotności (por. DD I/122). Dlatego mówił, jaka radość ma być: pokorna, dobroczynna, skromna i budująca (por. DD I/16). I tak jak podpowiada również dzisiejsza Ewangelia, wiedział skąd dokładnie pochodzi: Do duchowego postępu jest ci potrzebna w najwyższym stopniu duchowa, niewinna radość. Nie zapoznawaj jej, lecz bądź Bogu wdzięczny za to, jeśli ci ją daje (DD I/131).

Radość naprawdę płynie z miłości. Z Jego miłości. I pomaga zawsze – czy po ludzku wychodzi, czy nie – angażować się w to, co najważniejsze, dla Tego, który jest Najważniejszy.

Maryjo, Przyczyno naszej radości, módl się za nami!

Dodaj komentarz