Za rozjemcę swojego myślenia i uczucia zwykła Maryja była uznawać nie ludzi, lecz Boga.
DD I/126

Maj – miesiąc szczególnie poświęcony Matce Bożej. Właściwie nie lubię tego zdania i to „wina” bł. Franciszka Jordana. Bo to on mi pokazał, że szczególnie Jej poświęcony jest nie tyle maj, ile po prostu każdy dzień.

Oczywiście – to w maju gromadzi nas w kościołach Litania Loretańska, to w maju więcej się o Maryi mówi. Ale przecież nikt tak jak Ona nie pokazał, że o głębi relacji nie decydują jakoś szczególnie wyznaczone chwile, tylko zwyczajna, prosta codzienność. Bo prawdziwa miłość to tylko ta, co jest „zmieszana” z codziennością. Bł. Franciszek Jordan, noszący Marię w imieniu, stale o tym przypomina.

Maj majem, a Maryja naprawdę bliska Błogosławionemu, więc chcę spróbować przyjrzeć się Ich więzi. Tradycyjnie w oparciu o Słowo z dnia. Bo przecież na początku było Słowo i wszystko przez Nie, a bez Niego nic z tego, co jest. Inaczej by chyba Matka Słowa nie chciała. Błogosławiony, co uwierzył Słowu, też raczej nie…

Ewangelia na dziś również jest o więzi. Nawet więcej. O byciu nieustannie i radykalnie zależnym od Boga (por. J 15, 1-8). Maryja wiedziała jak to jest – gdy słuchała słów: „porodzisz Syna” (por. Łk 1.31), stając się Matką Zbawiciela, albo „oto syn Twój” (por. J 19,26), gdy zgodziła się matkować Kościołowi. Wiedziała i chciała, by tak było, że „beze Mnie nic nie możecie uczynić” (J 15,5). Chciał i bł. Franciszek Jordan, wspominając powyższe słowa w swoim Dzienniku Duchowym pięciokrotnie, na różnych etapach życia, powołania, pośród radości i trudności, związanych z realizacją dzieła apostolskiego i tworzenia Towarzystwa Boskiego Zbawiciela. I chyba właśnie dlatego, że w pełni zgodził się na „beze Mnie nic nie możecie uczynić”, potrafił też „prosić o cokolwiek chce”: Idź jednak z pełnym zaufaniem do twego najlepszego Ojca! On potrafi wszystko! Bądź natrętny! (por. DD II/33).

Skoro „bez Niego nic”, to wokół tego winien się koncentrować cały nasz wysiłek. Kontakt z Jezusem, bliskość. Trwanie, które nie obejmuje wyłącznie jakiegoś szczególnego czasu, tylko „toczy się” w zwykłych, szarych chwilach naszego życia. Poprzez nasze codzienne wybory. I Maryja, rozważająca i zachowująca w sercu Boże sprawy, i bł. Franciszek Jordan, spędzający godziny na samotnej modlitwie, mogą nas tego uczyć: nie zawsze walczymy o trwanie w Jezusie w wielkich bitwach. Czasem są to niewidoczne, ciche potyczki. Strategiczne momenty zmagań o wierność Bogu – w myśleniu, w uczuciach, w byciu normalnym człowiekiem. Tego samego uczy wspominany dziś św. Józef Robotnik – miłość rośnie w „ukrytym życiu” o nazwie codzienność. A w niej można usłyszeć: „Czyż nie jest On Synem cieśli? Czy Jego Matce nie jest na imię Maria? Skądże więc ma to wszystko?” (por. Łk 13, 54-58).

Maryja faktycznie może pomóc zrozumieć ewangeliczny obraz winnego krzewu i latorośli. Jeśli, jak mówi św. Jan Ewangelista, trwając w Nim, zyskujemy życie, zaś oddalając się od Niego życie tracimy, to znaczy, że Bóg dopuścił nas do siebie bardzo blisko. Tak blisko, iż możemy żyć z Nim jednym życiem i że płynie w nas ta sama krew. Całkiem jak wtedy, kiedy dziecko rozwija się pod sercem matki. Jest od niej nieustannie i radykalnie zależne. Żyje w niej i dzięki niej.

To chyba dobra myśl na początek tego Maryjnego miesiąca. Nasz związek z Jezusem jest bliższy, niż nam się wydaje. To jest jedno życie. I choć Jego słowa w dzisiejszej Ewangelii o krzewie winnym to piękne metafory, kryje się za nimi bardzo konkretna rzeczywistość. Dobrze jest sięgać po ten konkret razem z Nią, Jego i naszą Matką, noszoną codziennie w sercu, jak w imieniu.
*
Zdjęcie jest własnością Emilii Zduńczyk

Dodaj komentarz